Jest to historia pewnych kowbojek. Kupiłam je w Edynburgu,
kiedy to miałam przyjemność spędzić wakacje zwiedzając Szkocję. Nie był to
planowany zakup, wyszło bardzo spontanicznie, kierowała mną czysta potrzeba
kupienia ciepłych i wygodnych butów, bowiem okazało się, że pogoda zaczęła
płatać figle (co oczywiście nie jest żadną nowością na Wyspach Brytyjskich).
Było deszczowo i zimno, a ja nie miałam odpowiednich butów. Stopy mi zamarzały
(mimo teoretycznego lata), a skarpetki miałam całe przemoczone. Moją pierwszą
myślą, było kupienie kaloszy, jednak nie wydawało mi się, aby były one ciepłe i
wygodne na długie wycieczki. Weszłam do Next’a i postanowiłam, że nie wyjdę
stamtąd bez nowych butów. Zawsze miałam słabość do kowbojek, więc jakoś
podświadomie zaczęłam oglądać jedne z nich. Mimo tego, że cena była powalająca
skusiłam się i do dziś nie żałuję, choć niedawno prawie wylądowały na śmietniku
(ale o tym zaraz). Brązowe, całe nubukowe, na drewnianym obcasie, stukającym
przy każdym kroku, nieziemsko wygodne… była to miłość od pierwszego założenia.
Chodziłam w nich podczas każdej możliwej pogody… przeżyły ze mną cały deszczowy
pobyt w Szkocji, a później w Polsce zakładałam je zarówno latem jak i zimą!
Największym błędem jaki wówczas popełniłam było nie zabezpieczenie ich przed
deszczem i ogólnym zniszczeniem na jakie narażone jest przede wszystkim obuwie
wykonane z zamszu i nubuku. Chodziłam w nich ponad 3 lata i pomijając zacieki
(powstałe na wskutek zarówno częstego kontaktu z wodą, ale także solą, którą
sypane są chodniki podczas zimy) zdarł się również obcas. Widocznie mam
specyficzny sposób chodzenia, bo praktycznie wszystkie moje buty na obcasie
niszczą się w podobny sposób. Pięta była już zdarta do tego stopnia, że mało brakowało,
a buty stałyby się płaskie. Myślałam, że już nic nie da się zrobić, byłam
gotowa podjąć ten radykalny krok i pożegnać się z nimi raz na zawsze, kiedy to
mój chłopak namówił mnie, aby jednak spróbować zanieść je do szewca. Nasz
miastowy „mistrz cechu” nie był tak bardzo zaskoczony kiedy je zobaczył...
widocznie musiał widzieć już bardzo wiele i chwała mu za to, bo aż wstydziłam
się je tam zanosić. Nie usłyszałam żadnego złośliwego komentarza, skasował
jedyne 20 zł, a naprawił je tak pięknie, że różnicę widać jedynie po dokładnym
przyjrzeniu się.
Pozostawał jeszcze problem zacieków, których udało się pozbyć po użyciu produktów Coccine, a dokładniej:
Pozostawał jeszcze problem zacieków, których udało się pozbyć po użyciu produktów Coccine, a dokładniej:
-szczoteczki do zamszu i nubuku (8 zł)
-pianki czyszczącej Nubuck Cleaner, 100 ml (15,99 zł)
-oraz impregnatu do skór i tekstyliów w sprayu Antiacqua,
250 ml (16,99 zł)

Zatem apeluję do wszystkich: zastanówcie się dwa razy zanim
podejmiecie decyzję o wyrzuceniu ubrań, butów, czy czegokolwiek innego. ALF (tak, tak, ten kosmita z serialu)
powiedział kiedyś, że nie da się naprawić jedynie tego, co nie jest popsute!
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz