Strony

niedziela, 23 sierpnia 2015

Projekt DENKO

Hej wszystkim!
W końcu nadszedł ten moment i po wielu tygodniach opróżniania opakowań kosmetyków jesteśmy gotowe podzielić się z Wami naszymi śmieciami ;) Ze względu na to, że jak się okazało w praniu, trochę tego jest zdecydowałyśmy się rozciągnąć w czasie ten post i podzielić go na dwie części. Pierwsza z nich a zarazem dzisiejsza to kategoria włosy i ciało. W najbliższy czwartek (jeśli tym razem wszystko pójdzie zgodnie z planem) pojawią się zdenkowane produkty z kategorii twarz i paznokcie. Zaczynamy!

Jako pierwsze pójdą na ogień szampony marki Alterra. Uwielbiam je za dostępność, cenę, zapach i fakt, że są odpowiednie dla wegan (nie, żadna z nas nie jest weganką, chodzi o to, że nie testują na zwierzętach). :) Próbowałam już prawie wszystkich dostępnych wersji. Najbardziej do gustu przypadła mi opcja do wrażliwej skóry głowy z  olejkiem jojoba.



Jeśli chodzi o szampony innej marki o zdecydowałam się też przetestować ten z L'biotica. Moja wersja przeznaczona była do włosów słabych ze skłonnością do wypadania. Niby swoją podstawową funkcję spełniał, czyli mył włosy. Zapach też miał nie najgorszy. Niestety w moim wypadku nie sprawdził się kompletnie. Po jego stosowaniu zauważyłam, że włosy szybciej się przetłuszczają a co za tym idzie wymagają częstszego mycia.


Skoro jesteśmy przy szamponach to może od razu wspomnę o odżywkach. Nie stosuję ich po każdym myciu bo jestem na to za leniwa. Jednak kiedy tylko pojawia się choć cień chęci to od razu go wykorzystuję zanim się rozmyślę. ;) Udało mi się zużyć dwie buteleczki. Jedną o zapachu granata z Alterry a drugą, chyba już rozsławioną, bananową z TBS (od jakiegoś czasu mam przeraźliwą fazę na banany w każdej postaci). :) Jeśli chodzi o obydwie odżywki to dobrze spisywały się na moich włosach. Ułatwiały rozczesywanie, pozostawiały włosy gładkie i pachnące. Jednak mam jedno zastrzeżenie do odżywki bananowej, a właściwie to nie tyle do niej co do opakowania. Strasznie trzeba było się z nią namęczyć żeby wydobyć produkt ze środka zwłaszcza kiedy ma się mokre ręce...


Pora na ostatnią rzecz do włosów. Będzie to spray do włosów rzekomo nadający włosom "beach texure". I tu kolejne rozczarowanie, poza tym, że ładnie pachniał i trochę ułatwiał rozczesywanie żadnego efektu fal nie zauważyłam mimo wszelkich starań i nakładania go na różne sposoby... Nie zużyłam do końca bo się zdenerwowałam idzie do kosza i koniec!


Przejdźmy teraz do produktów do ciała. Zużyłam ostatnio trochę żeli pod prysznic i niezmiennie moim ulubieńcem pozostaje tołpa dąb paragwajski. Reszta się przy nim chowa. Nawet maluszek tej samej marki, widoczny na zdjęciu, go nie pokonał chociaż myślałam, że może się tak zdarzyć. Okazało się, że to zapach nie dla mnie. Tak samo zresztą jest w przypadku żelu z Alterry o zapachu chyba magnolii (nie pamiętam a zdarła mi się naklejka z napisami polskimi, wybaczcie). Jeśli chodzi o Dove to był całkiem fajny w użyciu, jednak już do niego nie wrócę ze względu na skład. Isana to olejek do mycia ciała, wzięłam na próbę i już wiem, że taka forma to nie dla mnie. Czułam, że moja skóra jest jakaś nadmiernie tłusta.


Może teraz kategoria smarowideł do ciała. Przy okazji zakupów w TBS dostałam dwie próbki maseł do ciała o zapachu zielonej herbaty. Mimo, że było to jedynie 5 ml w każdym z opakowań to muszę powiedzieć, że były dość wydajne. Bardzo ładny zapach i konsystencja. Za to masło otulające z PAT&RUB bije na głowę wszystko z czym miałam styczność a jest przeznaczone do nawilżania ciała. Przepięknie pachnie i nawilża. Miłość do której z pewnością wrócę :) Ostatni produkt po prawej stronie to peeling do ciała kupiony eksperymentalnie na jednej ze stron internetowych. Jak dla mnie za słaby.



Kolejna kosmetyczna porażka to naturalny antyperspirant firmy Crystal. Nie chronił ani przed przykrym zapachem ani przed potem. Strata pieniędzy. Jednak nie poddaję się i szukam dalej. :)


Gdy chodzi o pielęgnację rąk to przez ostatni czas stosowałam zwykłe mydło w płynie biały jeleń i jestem zadowolona. Nie przesuszał dłoni i ładnie pachniał. Jeśli chodzi o krem do rąk to skusiłam się na  ten marki zepter (czyżby to była ta sama firma, która produkuje garnki???) i urzekł mnie swoim zapachem. Niestety skład pozostawia wiele do życzenia, jest napakowany parabenami i PEG.


Na koniec tej części denka zapach. Różowa Puma. Pięknie pachnie. Przypomina mi nastoletnie czasy. Jednak zapach nie jest zbyt trwały. Mimo wszystko miło było do niego wrócić.


To już tyle w tej części. Dajcie znać w komentarzach co myślicie o kosmetykach, o których wspomniałam jeśli z nich korzystałyście i czy możecie poleci jakiś dobry antyperspirant o naturalnym składzie. Będę wdzięczna. 

Do następnego, J.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz