Postanowiłam opisać sytuację, która
miała miejsce w nocy z poniedziałku na wtorek dokładnie o godzinie 01:17 piętro
wyżej. Leżałam w łóżku usiłując zasnąć, a jedyne co mi przeszkadzało to
impreza nade mną i świadomość, że dzięki moim sąsiadom jutro będę snuć się jak
bohater serialu Walking Dead. Wiedziałam, że oprócz tego będę wściekła (bowiem
niewyspanie ze złym nastrojem u mnie zawsze idzie w parze). Mój chłopak wie o
tym najlepiej i twierdzi, że ze mną jest jak z dzieckiem- kiedy jestem zbyt
marudna (a PMS akurat nie wchodzi w grę) może to oznaczać tylko jedno: nie
wyspałam się. Swoją drogą wierzę w teorię, która głosi, że optymalnym czasem
snu jest wielokrotność półtorej godziny. Naukowcy twierdzą, że wynika to z
faktu, iż nasz sen przebiega cyklicznie, a każdy z tych etapów trwa około
półtorej godziny. Po mniej więcej godzinie od zaśnięcia śnimy najgłębiej,
następnie nasz sen zaczyna się spłycać, a wtedy także mózg staje się bardziej
aktywny. Gdybyśmy wybudzili się w trakcie tej najgłębszej fazy to nawet jeżeli
spalibyśmy bardzo długo będziemy czuli się senni. Czy to faktycznie ma swoje
odbicie w rzeczywistości? Doprawdy ciężko powiedzieć. Podejrzewam, że
należałoby uwzględnić ile czasu mija od momentu położenia się do łóżka do
zaśnięcia… w moim przypadku mijała już godzina i bardzo mnie to martwiło,
ponieważ uważam, że dobry sen to podstawa… podstawa nie tylko dobrego
samopoczucia, ale był on też zapewne sekretem piękności Śpiącej Królewny.
Princess Aurora, from Disney's Sleeping Beauty, 1959 Photograph: Allstar/Cinetext/Disney Allstar/Cinetext/Disney/Allstar/Cinetext/Disney
To oczywiste, że aby wyglądać
olśniewająco, powinnyśmy dobrze się wysypiać. Gdy jesteśmy zmęczone od razu
widać to po naszej twarzy, przede wszystkim oczy są strasznie podkrążone, a
czasami nawet naprawdę dobry korektor może mieć problem z zatuszowaniem cieni
po nieprzespanej nocce. Tymczasem ja wciąż leżałam w łóżku (fatalnie
umiejscowionym pod samym sufitem, ponieważ mam w mieszkaniu antresolę) i
przymusowo słuchałam dobiegającej z góry muzyki, której po pierwsze wcale
słuchać nie chciałam, a po drugie niezupełnie nazwałabym akurat takie
zestawienie dźwięków „muzyką”. Reklama sieci sklepów House głosiła kiedyś, że
„every sound makes music”, ale zupełnie się z tym nie zgadzam. Nie będę się
teraz w to zagłębiać, bo zajęłoby to zbyt wiele czasu, a poza tym każdy lubi
to, co lubi i o gustach się nie dyskutuje. Kiedy już byłam mocno poirytowana
przypomniałam sobie o moim zabezpieczeniu na wypadek gdyby mój chłopak miał
zostać na noc… tak, tak, mam na myśli STOPERY DO USZU. Ukochany niestety
chrapie jak niedźwiedź. Nigdy wcześniej nie używałam takich rzeczy, więc muszę
przyznać, że nie były one zbyt wygodne. Już sama aplikacja sprawiła mi problem,
ponieważ na początku próbowałam włożyć je tak, jak wkłada się do uszu
słuchawki. Wypadły. Spróbowałam zatem zgnieść je w palcach i dopiero później
włożyć, tak aby tworzywo, z którego są wykonane zwiększyło swoją objętość będąc
już w moim uchu. Udało się. Należę do grupy osób, które irytuje nawet tykanie
zegarka, więc nie było innego wyjścia. Mimo iż jak wspomniałam powyżej stopery
nie były dla mnie komfortowe uznałam, że jest to lepsze niż „uczestniczenie” w
tej imprezie. Wygłuszyły naprawdę wszystko (!), a nawet w pewnym momencie
zaczęłam się martwić, że nie usłyszę rano budzika i zaśpię na uczelnie.
Leżąc już w upragnionej ciszy przypomniałam sobie jak jeszcze dwa lata
temu, zaczynając studia sama imprezowałam w najlepsze. Czasami w środku nocy
współlokatorka wyjmowała gitarę i śpiewałyśmy zupełnie nie przejmując się
sąsiadami… Przynajmniej nie był to dubstep, aczkolwiek teraz w głowie miałam
tylko jedną myśl: KARMA.
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz