Strony

czwartek, 16 kwietnia 2015

Sleeping Beauty

Postanowiłam opisać sytuację, która miała miejsce w nocy z poniedziałku na wtorek dokładnie o godzinie 01:17 piętro wyżej. Leżałam w łóżku usiłując zasnąć, a jedyne co mi przeszkadzało to impreza nade mną i świadomość, że dzięki moim sąsiadom jutro będę snuć się jak bohater serialu Walking Dead. Wiedziałam, że oprócz tego będę wściekła (bowiem niewyspanie ze złym nastrojem u mnie zawsze idzie w parze). Mój chłopak wie o tym najlepiej i twierdzi, że ze mną jest jak z dzieckiem- kiedy jestem zbyt marudna (a PMS akurat nie wchodzi w grę) może to oznaczać tylko jedno: nie wyspałam się. Swoją drogą wierzę w teorię, która głosi, że optymalnym czasem snu jest wielokrotność półtorej godziny. Naukowcy twierdzą, że wynika to z faktu, iż nasz sen przebiega cyklicznie, a każdy z tych etapów trwa około półtorej godziny. Po mniej więcej godzinie od zaśnięcia śnimy najgłębiej, następnie nasz sen zaczyna się spłycać, a wtedy także mózg staje się bardziej aktywny. Gdybyśmy wybudzili się w trakcie tej najgłębszej fazy to nawet jeżeli spalibyśmy bardzo długo będziemy czuli się senni. Czy to faktycznie ma swoje odbicie w rzeczywistości? Doprawdy ciężko powiedzieć. Podejrzewam, że należałoby uwzględnić ile czasu mija od momentu położenia się do łóżka do zaśnięcia… w moim przypadku mijała już godzina i bardzo mnie to martwiło, ponieważ uważam, że dobry sen to podstawa… podstawa nie tylko dobrego samopoczucia, ale był on też zapewne sekretem piękności Śpiącej Królewny. 

Princess Aurora, from Disney's Sleeping Beauty, 1959 Photograph: Allstar/Cinetext/Disney Allstar/Cinetext/Disney/Allstar/Cinetext/Disney




To oczywiste, że aby wyglądać olśniewająco, powinnyśmy dobrze się wysypiać. Gdy jesteśmy zmęczone od razu widać to po naszej twarzy, przede wszystkim oczy są strasznie podkrążone, a czasami nawet naprawdę dobry korektor może mieć problem z zatuszowaniem cieni po nieprzespanej nocce. Tymczasem ja wciąż leżałam w łóżku (fatalnie umiejscowionym pod samym sufitem, ponieważ mam w mieszkaniu antresolę) i przymusowo słuchałam dobiegającej z góry muzyki, której po pierwsze wcale słuchać nie chciałam, a po drugie niezupełnie nazwałabym akurat takie zestawienie dźwięków „muzyką”. Reklama sieci sklepów House głosiła kiedyś, że „every sound makes music”, ale zupełnie się z tym nie zgadzam. Nie będę się teraz w to zagłębiać, bo zajęłoby to zbyt wiele czasu, a poza tym każdy lubi to, co lubi i o gustach się nie dyskutuje. Kiedy już byłam mocno poirytowana przypomniałam sobie o moim zabezpieczeniu na wypadek gdyby mój chłopak miał zostać na noc… tak, tak, mam na myśli STOPERY DO USZU. Ukochany niestety chrapie jak niedźwiedź. Nigdy wcześniej nie używałam takich rzeczy, więc muszę przyznać, że nie były one zbyt wygodne. Już sama aplikacja sprawiła mi problem, ponieważ na początku próbowałam włożyć je tak, jak wkłada się do uszu słuchawki. Wypadły. Spróbowałam zatem zgnieść je w palcach i dopiero później włożyć, tak aby tworzywo, z którego są wykonane zwiększyło swoją objętość będąc już w moim uchu. Udało się. Należę do grupy osób, które irytuje nawet tykanie zegarka, więc nie było innego wyjścia. Mimo iż jak wspomniałam powyżej stopery nie były dla mnie komfortowe uznałam, że jest to lepsze niż „uczestniczenie” w tej imprezie. Wygłuszyły naprawdę wszystko (!), a nawet w pewnym momencie zaczęłam się martwić, że nie usłyszę rano budzika i zaśpię na uczelnie.




Leżąc już w upragnionej ciszy przypomniałam sobie jak jeszcze dwa lata temu, zaczynając studia sama imprezowałam w najlepsze. Czasami w środku nocy współlokatorka wyjmowała gitarę i śpiewałyśmy zupełnie nie przejmując się sąsiadami… Przynajmniej nie był to dubstep, aczkolwiek teraz w głowie miałam tylko jedną myśl: KARMA.

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz