Strony

piątek, 10 kwietnia 2015

Zajechane jak koń po westernie…

Jest to historia pewnych kowbojek. Kupiłam je w Edynburgu, kiedy to miałam przyjemność spędzić wakacje zwiedzając Szkocję. Nie był to planowany zakup, wyszło bardzo spontanicznie, kierowała mną czysta potrzeba kupienia ciepłych i wygodnych butów, bowiem okazało się, że pogoda zaczęła płatać figle (co oczywiście nie jest żadną nowością na Wyspach Brytyjskich). Było deszczowo i zimno, a ja nie miałam odpowiednich butów. Stopy mi zamarzały (mimo teoretycznego lata), a skarpetki miałam całe przemoczone. Moją pierwszą myślą, było kupienie kaloszy, jednak nie wydawało mi się, aby były one ciepłe i wygodne na długie wycieczki. Weszłam do Next’a i postanowiłam, że nie wyjdę stamtąd bez nowych butów. Zawsze miałam słabość do kowbojek, więc jakoś podświadomie zaczęłam oglądać jedne z nich. Mimo tego, że cena była powalająca skusiłam się i do dziś nie żałuję, choć niedawno prawie wylądowały na śmietniku (ale o tym zaraz). Brązowe, całe nubukowe, na drewnianym obcasie, stukającym przy każdym kroku, nieziemsko wygodne… była to miłość od pierwszego założenia. Chodziłam w nich podczas każdej możliwej pogody… przeżyły ze mną cały deszczowy pobyt w Szkocji, a później w Polsce zakładałam je zarówno latem jak i zimą! Największym błędem jaki wówczas popełniłam było nie zabezpieczenie ich przed deszczem i ogólnym zniszczeniem na jakie narażone jest przede wszystkim obuwie wykonane z zamszu i nubuku. Chodziłam w nich ponad 3 lata i pomijając zacieki (powstałe na wskutek zarówno częstego kontaktu z wodą, ale także solą, którą sypane są chodniki podczas zimy) zdarł się również obcas. Widocznie mam specyficzny sposób chodzenia, bo praktycznie wszystkie moje buty na obcasie niszczą się w podobny sposób. Pięta była już zdarta do tego stopnia, że mało brakowało, a buty stałyby się płaskie. Myślałam, że już nic nie da się zrobić, byłam gotowa podjąć ten radykalny krok i pożegnać się z nimi raz na zawsze, kiedy to mój chłopak namówił mnie, aby jednak spróbować zanieść je do szewca. Nasz miastowy „mistrz cechu” nie był tak bardzo zaskoczony kiedy je zobaczył... widocznie musiał widzieć już bardzo wiele i chwała mu za to, bo aż wstydziłam się je tam zanosić. Nie usłyszałam żadnego złośliwego komentarza, skasował jedyne 20 zł, a naprawił je tak pięknie, że różnicę widać jedynie po dokładnym przyjrzeniu się.







Pozostawał jeszcze problem zacieków, których udało się pozbyć po użyciu produktów Coccine, a dokładniej:

-szczoteczki do zamszu i nubuku (8 zł)

-pianki czyszczącej Nubuck Cleaner, 100 ml  (15,99 zł)

-oraz impregnatu do skór i tekstyliów w sprayu Antiacqua, 250 ml  (16,99 zł)


Zatem apeluję do wszystkich: zastanówcie się dwa razy zanim podejmiecie decyzję o wyrzuceniu ubrań, butów, czy czegokolwiek innego.  ALF (tak, tak, ten kosmita z serialu) powiedział kiedyś, że nie da się naprawić jedynie tego, co nie jest popsute!

M.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz